Co nas przyciąga do koni?

Jako dziecko zbierałam pocztówki z arabami. Pierwszy raz wsiadłam na konia, gdy miałam 6 lat – podobno ciągle prosiłam o to mojego tatę, więc w końcu zabrał mnie do stajni. Przez całe życie co jakiś czas wracałam do jazdy konnej – na kilka lat. Teraz nie jeżdżę, a konie są moją „ścieżką rozwojową”, którą w określonej formule proponuję również innym w trakcie warsztatów i sesji. Bardzo mnie interesuje komunikacja z końmi. Konie są dla mnie jak magnes. Nie mogę odejść od nich zbyt daleko i na długo. Dlaczego? Jak to wyrazić? Na moich profilach społecznościowych spytałam, jak jest w przypadku innych osób. Oto niektóre odpowiedzi, jakie otrzymałam:

  • „Ja chyba nie umiem tego skonkretyzować i nazwać, ale odkąd pamiętam, od dziecka uwielbiam konie, czuję do nich respekt, szacunek, ciekawość i zachwyt” (@kopalnia_dzwiekow)
  • „Ja od zawsze prosiłam o psa. Ale pierwsze jazdy konne też zaliczyłam wcześnie, w wielu około 11 lat. Podobnie jak ty, nie jeżdżę już, ale bardzo mnie ciągnie do subtelnej pracy z ziemi. Dla mnie konie są owiane tajemnicą, niezwykle piękne, charyzmatyczne i wrażliwe. Pierwotne. Mam poczucie, że doskonale nas odzwierciedlają przez tę wrażliwość. No i różnią się od psów, więc to dodatkowy czynnik frapujący mnie…” (@asi_somayog)
  • „Miłość do tych cudownych i bardzo wrażliwych stworzeń pojawiła się we wczesnym dzieciństwie. Od zawsze czułam z nimi jakąś nieopisaną więź. Obecnie spędzam sporo czasu w towarzystwie koni, bo córka jest wolontariuszką w stajni. Poza tym w obecności koni osiągam niesamowity spokój i harmonię z samą sobą. Te wspaniałe, mądre stworzenia uczą niesamowitej pokory i wrażliwości. Obcowanie z końmi uczy mnie zaglądania w siebie i kontrolowania, z jaką emocją do nich idę. Otwierają we mnie to, co dawno temu w sobie uśpiłam i pomagają mi otwierać się na uczucia i emocje.” (@droga_do_realizacji_marzen)
  • „Od początku czerwca jeżdżę z moim7-latkiem do stadniny koni. Zaczęło się od pierwszej jazdy. Tak się wkręcił, że jesteśmy tam co weekend. Dla mnie sama obecność w stadninie i obserwowanie koni, przytulanie, trzymanie ich czy dawanie nagród jest czymś niesamowitym. Po całym tygodniu pracy w korporacji bycie w stadninie to dla mnie niesamowity reset, odpoczywają wszystkie zmysły, a ja się uspokajam, bo przy koniach trzeba być spokojnym i… szczęśliwym. Myślę, że one też to czują. Mnie śmieje się przy nich twarz, oczy i całe moje ciało… wracam do domu i czuję odprężenie. Kocham konie. Jak ktoś tego nie doświadczył, nie wie, jaka to energia i terapia.” (@mart.ka777)
  • „Tylko one mnie widzą, z nimi tylko potrafię zbudować czystą więź, dzięki nim oddycham dziką, autentyczną wolnością, jestem częścią stada, nieskrępowaną niczym „naniesionym” przez ludzkie ułomności. Kocham. Rozumiemy się bez konieczności określania. Jestem dzięki nim wolna naprawdę. A, że wśród ludzi ta wolność to droga przez mękę… to inna para kaloszy. Dlatego tak mi dobrze z końmi na łąkach.” (@dropleletsandgems)

Zatem co nas przyciąga do koni? Co czujemy w ich obecności, a jednocześnie czego często nie potrafimy nazwać? Chodzi o poczucie więzi, zaufanie, zachwyt, respekt i szacunek. Widzimy w nich piękno, tajemnicę, charyzmę i wrażliwość. Przywołuje nas ich pierwotność, którą sami zgubiliśmy – być może także na poziomie umiejętności komunikacji (mowa ciała, energia, intencja), których w dużym stopniu przestaliśmy być świadomi, a konie potrafią je od nowa rozbudzać. Dają nam dostęp do tego, co dawno zostało w nas uśpione, przynoszą możliwość otwarcia się na to, co straciliśmy – umożliwiają szerszy dostęp do uczuć i emocji. Koją tęsknotę za byciem częścią stada, której często nie zaspokajają kontakty z ludźmi. Myślę, że w tym tkwią niektóre z przyczyn tego tajemniczego przyciągania koni. Istotny jest także wątek wpływu naszych emocji na konie. M.in. na tej końskiej zdolności, która polega na odczytywaniu emocji i dostosowywania swojego zachowania do nich, opierają się programy rozwojowe. Ważny pozostaje proces wzajemnego regulowania się koni i ludzi.

Znalazłam jeszcze jedną odpowiedź, opartą na analizie ewolucji koni i ludzi, a jednocześnie poetycką, dotykającą tego, co najdelikatniejsze w tej relacji. Przytaczam tylko fragment – w moim tłumaczeniu:

„Sukces człowieka wynikający z dominacji lewej półkuli miał swoją cenę. Tak jak koń zrezygnował ze swoich zdolności wokalnych, aby zyskać tożsamość stadną, tak gatunek ludzki utracił swoje zdolności intuicyjne na rzecz języka. Stajemy się wyrzutkami świata przyrody, gdyż podniesienie funkcji mowy do najwyższego poziomu ekspresji wymagało wyłonienia się odrębnej świadomości. (…) Potrzebujemy możliwości przewodzenia za pomocą naszej prawej półkuli. Musimy ćwiczyć bycie połączonym, nie martwiąc się o wyjaśnienie, dlaczego jesteśmy połączeni. Nasza wrodzona tęsknota za łącznością – oraz za głębokim ciepłem, spokojem i szczęściem, które z niej czerpiemy – wymaga od nas polegania na naszej prawej półkuli.

U większości z nas ta prawostronna funkcja zanikła. Jest słaba i chwiejna. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do uczuć prawej strony z powodu apodyktycznej obecności lewej. Aby usłyszeć ciszę prawicy, musimy wzmocnić nasze intuicyjne, niewerbalne siły. (…)

Kontakt z końmi właśnie to daje. Spoglądamy na naturę z radykalnie innej perspektywy: spojrzenia na świat narysowanego przez prawą półkulę. Kontakt z końmi daje niepowtarzalną okazję do wyciszenia naszej lewej półkuli. Do zmuszenia jej do milczenia. Konie dają nam wytchnienie od myślenia o sobie, szansę na ucieczkę z więzienia bycia sobą.”1

Konie, które osiągnęły ewolucyjne mistrzostwo w rozwoju prawej strony mózgu, mogą uczyć „zdominowanych” przez wpływ lewej strony ludzi: „Powodem, dla którego koń może stać się dla nas tak utalentowanym nauczycielem, jest to, że nie potrzebuje wewnętrznego głosu. W ogóle nie myśli słowami. On czuje. Doświadcza prostej energii swojego emocjonalnego stanu istnienia. (…) Zamiast używać do komunikacji słów lub wokalizacji – dźwięków, które pomagają drapieżnikowi wskazać ofiarę – konie nauczyły się, jak nie mówić, jak nie wydawać dźwięków i jak nadać sens byciu, a nie myśleniu.

Konie nadają emocjonalne znaczenie każdemu ruchowi ciała. Wlewają tę witalną, emocjonalną energię – chi – w każdy gest i spojrzenie, nadając niuanse tonu, akcentu i wartości. Uwrażliwiając się na chi, konie nie tylko przekazują znaczenie tego, czym chcą się podzielić z innymi członkami stada, ale także mogą wyczuć namacalnie ostrą energię emitowaną przez skradającego się drapieżnika, wpatrującego się w ofiarę. Ewolucja doprowadziła koniowate do najdalszych granic niewerbalnej, prawostronnej funkcji mózgu.”2

Mój ulubiony fragment to: „nadać sens byciu, a nie myśleniu”. To jest zupełnie inne od tego, co robiłam do tej pory. Może dlatego tak mnie przyciągają… – może potrzebuję w tym punkcie równowagi.

Ps. Na zdjęciu moja arabka El Ghana, pieszczotliwie nazywana Eli.


  1. Allan J. Hamilton, Zen mind, zen horse. The science and spirituality of working with horses, 2011, pp. 5-7. ↩︎
  2. Allan J. Hamilton, Zen mind, zen horse. The science and spirituality of working with horses, 2011, p. 4. ↩︎