Historie uczestniczek warsztatów rozwojowych z końmi

Na warsztatach rozwoju osobistego z końmi spotykają się kobiety, które mają różne doświadczenia, wyzwania, problemy, plany i cele rozwojowe. Inne umiejętności, talenty, zainteresowania, pasje i wartości. Bywają w różnym wieku. A jednak bardzo dużo je łączy. Wszystkie chcą się rozwijać. Przyjeżdżają na warsztaty, bo wiedzą, że mogą żyć lepiej – intensywniej, a jednocześnie łagodniej, łatwiej. Przyglądają się sobie jak w lustrach. Niektóre z tych luster odwzorowują je w 5, 10, 25, 40 czy 60 procentach… Niektóre są trochę jak krzywe zwierciadła. Ale wszystkie sprawiają, że uczestniczki warsztatów rozumieją same siebie lepiej. 

Zastanawiałam się ostatnio, co łączy osoby, które najbardziej skorzystały z mojej oferty warsztatów. Doszłam do wniosku, że tak, oczywiście, znały swoje słabsze strony i chciały nad nimi pracować. Wiedziały, co chcą robić lepiej. Sprecyzowały swój cel rozwojowy i zamierzały go osiągnąć. Co niezwykle istotne, wykształciły w sobie – w trakcie warsztatu lub wcześniej – umiejętność autorefleksji. Równie ważne było to, że potrafiły zaangażować się całkowicie w zajęcia. Były otwarte na inne perspektywy i nowe doświadczenia.

Projektuję dobrą strukturę zajęć. Dbam, by była właściwie realizowana. Poświęcam uczestniczkom 100% mojej uwagi. Ale to ich zaangażowanie i zdolność do autorefleksji „robi robotę”, wypełnia proces. Oto kilka poruszających historii, w których ujawniła się mądrość i wrażliwość ludzko-końskiego stada, które zbudowaliśmy podczas warsztatów.

Doświadczenie Soni

Sonia dzięki udziałowi w warsztacie zobaczyła, kiedy… ma moc. Dla niej kluczowym doświadczeniem było to, które odbyła z Congą. Miała bez użycia linki (uwiązu) zaprosić moją siwą klacz do przejścia do punktu A, który pełnił funkcję wyobrażonego celu Soni – ważnej zmiany, którą chciała wprowadzić w swoim życiu. Conga jest dobra w treningu na wolności (bardziej znana angielska nazwa: liberty training), więc potrafi dać się zaprosić. Ale tym razem po prostu stała i jadła trawę. Kompletnie nie zwracała uwagi na kobietę, która niepewnie się koło niej kręciła, podchodziła raz z jednej, raz z drugiej strony. Krok do przodu, a potem krok do tyłu, żeby Condze jednak nie przeszkadzać.

Po kilku minutach takich starań Sonia zrezygnowała. Powiedziała, że kończy doświadczenie i zdecydowanym krokiem ruszyła do mnie. Tak się złożyło, że stałam całkiem blisko jej celu. Tymczasem Conga błyskawicznie podniosła głowę i podążyła za nią. Już nie interesowało jej jedzenie. Poszła za kobietą, która wiedziała, czego chce, która zdecydowała, a następnie podjęła działanie.

Później omawiałyśmy to doświadczenie. Sonia powiedziała, że to był dla niej przełomowy moment, który pokazał, jak wiele zabiera jej brak pewności siebie, ciągłe zastanawianie się, jak się za coś zabrać, czy w ogóle powinna, czy sobie poradzi, czy to, co zrobi, nie wywoła krytyki innych. Takie myśli krążyły w jej głowie, gdy stała obok skubiącej trawę klaczy. Rozpoznała w tej sytuacji wzorzec swojego postępowania na co dzień. Zrozumiała, że gdy zamiast dzielić włos na czworo, działa – to zyskuje moc, która jest jej potrzebna, żeby osiągać to, czego chce.

Doświadczenie Ady

Ada przyjechała na warsztat, bo namówiła ją koleżanka. Nie była przekonana, że chce tu być. Jej mowa ciała wyraźnie to pokazywała. Uważam, że udział w programie, w którym się tak naprawdę nie chce uczestniczyć albo nie wie się, czy się chce, to zły pomysł. Przyszło mi do głowy, czy nie poprosić kobiety o wycofanie się. Obawiałam się, że jej zdystansowana i zamknięta postawa sprawi, że pozostałe uczestniczki nie otworzą się i w efekcie mniej skorzystają ze spotkania. Pomyślałam, że tę decyzję podejmę po pierwszym doświadczeniu z końmi.

Gdy poszłyśmy na padok, Ada odmówiła wykonania ćwiczenia. No, to się dzieje… – pomyślałam. A jednak… po prostu stała przy Condze. Obserwowałyśmy je w ciszy. Nie miałam dostępu do tego, co się między nimi wydarza. Gdy Ada do nas wróciła, miała łzy w oczach. Uśmiechnęła się po raz pierwszy.

– O, jesteś z nami – zauważyłam delikatnie.

Pokiwała głową. Do końca warsztatu była jedną z najbardziej aktywnych uczestniczek. Chętnie brała udział w doświadczeniach z końmi, w omówieniach dużo opowiadała o tym, czym dla niej były kolejne ćwiczenia i co z nich dla siebie bierze. Bardzo lubię racjonalne, logiczne wyjaśnienia, dla mnie 2 + 2 zawsze równa się 4. Ale nie wiem, co zadziało się między Adą a Congą. Wiem tylko, że ta wieź pozwoliła jej nawiązać relacje także z ludźmi. Wyjeżdżając, powiedziała, że udało jej się zaufać – po raz pierwszy od kilku lat.

Przypadek Karoliny

Karolina dużo mówiła o tym, że ludzie ją krytykują, rzucają jej kłody pod nogi, nie chcą z nią pracować. Gdy przyglądała się koniom w stadzie, jej uwagę przykuło nie to, jak konie zachowywały się względem siebie, co się działo wokół nich i co w środowisku wywoływało ich reakcje. Skupiła się na tym, że konie jej nie polubiły. Dopytałam, dlaczego tak myśli. Odpowiedziała, że Conga stanęła tyłem do niej, a Bellara pobiegła w innym kierunku. Eli co prawda się jej przyjrzała i wydawało się, że do niej podejdzie, ale po chwili też odeszła. Zadałam pytanie, czy ma jakieś inne pomysły na to, co mogło się zdarzyć na padoku – czy przychodzi jej do głowy jakaś inna interpretacja. Nie, nic takiego nie potrafiła wskazać. Przecież widziała, co się stało. Konie jej po prostu nie lubią.

Następnie poprosiłam pozostałe uczestniczki o podzielenie się ich sposobem doświadczenia tego samego ćwiczenia z końmi. Każda z nich w tym samym czasie przeżyła zupełnie coś innego. Opowiedziały różne historie. Widziałam, jak twarz Karoliny się zmienia w czasie słuchania. Najważniejsze dla niej było to, co powiedziała Ania, która uczestniczyła już drugi raz w moim warsztacie. Jej celem rozwojowym było nabranie większej odwagi. Ania mówiła o tym, jak widziała kilka odmiennych reakcji koni na to, jak w oddali, na polu pojawiła się sarna. Że z reakcji Congi bierze sobie to, że można po prostu odwrócić się i przyjrzeć, czy nowa, zaskakująca sytuacja jest niebezpieczna czy nie. Z reakcji Bellary to, że nawet jeśli się w pierwszej chwili przestraszy, to gdy jest się w bezpiecznej odległości od potencjalnego zagrożenia, warto się zatrzymać i przemyśleć, czy ta reakcja była właściwa i co można dalej zrobić. Z reakcji El Ghany – że najważniejsza jest ciekawość – to ona pozwala uczyć się najwięcej, doświadczać najpełniej, wychodzić poza swoją strefę komfortu.

Karolina długo milczała. Powiedziała, że nie wiedziała, że to nie było o niej. To znaczy – poprawiła się – jednak było o niej. Ale zupełnie inaczej niż się spodziewała. Umówiła się na trzy indywidualne sesje i przyjedzie na dłuższy warsztat. Pracujemy nad jej nowymi celami rozwojowymi.

Doświadczenie Basi

Wszystko jest na mojej głowie – powiedziała Basia. – Wszystko muszę robić sama. Mam tego dość. Chcę odpocząć.

W czasie warsztatu uczestniczki wykonywały trzy doświadczenia z końmi – dwa grupowe i jedno w parach. W czasie pierwszego Basia przejęła inicjatywę. Wszystkim pozostałym kobietom przypisała konkretne role, wyznaczyła zadania i pozycje. Ruszyły razem z koniem. Ale jakoś tak niemrawo. Szyk nie był na tyle zwarty, żeby koń zrozumiał, czego chce od niego grupa. Ewidentnie nie miał ochoty im towarzyszyć. Więc nie doszedł tam, gdzie Basia chciała. Po prostu minął dziewczyny i poszedł zająć się sobą.

W omówieniu doświadczenia rozmawiałyśmy o tym, co się zdarzyło. Basia trochę miała pretensje do innych o to, że się nie udało wykonać ćwiczenia tak, jak sobie je wyobraziła. Czuła, że znów została z zadaniem sama. Spytałam, czy chce usłyszeć perspektywę pozostałych. Bardzo chciała. Otrzymała następujące informacje zwrotne:

– Wiesz, bo ja wcale nie chciałam iść tam, gdzie powiedziałaś. Nie rozumiałam, dlaczego miałam robić to, co kazałaś. Miałam inny pomysł – powiedziała pierwsza z uczestniczek warsztatu.

– Nie spytałaś nas, czego my chcemy. Pewnie bym się nawet zgodziła, ale potrzebowałam, żebyś mnie zauważyła i o to spytała – dodała druga.

– Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. To nie było oczywiste – uzupełniła trzecia.

– Poczułam, że chcesz coś narzucić. Nie było mi z tym dobrze – nieśmiało napomknęła czwarta.

W ćwiczeniu w parach Basia miała dać się poprowadzić z zamkniętymi oczami przez drugą osobą, dotykając jednocześnie konia i czując jego ruch – wejść z nim w harmonię. Nie udało jej się przejść z zamkniętymi oczami nawet dwóch kroków. W omówieniu powiedziała, że zdała sobie sprawę z tego, że nie potrafi zaufać innym.

Trzecie doświadczenie było „kręgiem”. Lubię je, bo daje możliwość doświadczenia harmonii z innymi uczestnikami warsztatów – ludźmi i końmi (psy też się czasami włączają). Zadziało się coś „magicznego”. Krąg się poruszał, zmieniał, ale płynnie i łagodnie. Dziewczyny zaczęły się uśmiechać. Ich mowa ciała pokazywała, że nie ma już w nich napięcia. Konie też chętnie uczestniczyły. Conga i Eli stanęły w obwodzie figury. Perkresja weszła do środka, położyła się i zaczęła tarzać. Konie przyciąga harmonia. Co się zdarzyło?

Wszystkie kobiety – jak później opowiadały – poczuły się zauważone przez siebie nawzajem. Wiedziały, że ich potrzeby są ważne. Że każda może zainicjować jakiś ruch. Basia też. Nie była już sama w działaniu, bo go nie narzucała – brała pod uwagę innych. Powiedziała, że chce się nauczyć bardziej słuchać innych, poznawać ich punkty widzenia i tłumaczyć, o co jej chodzi. I że jednak nie chce odpoczywać. Chce włączać w działania innych. Powtarzać doświadczenie „kręgu” w swojej codzienności. Pamięć o tym doświadczeniu będzie jej przypominać, że zmiana jest możliwa i jak ją osiągać. Jest taki dość znany cytat, który może przybliżyć, na jakiej zasadzie działają doświadczenia z końmi w programach rozwojowych: „Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem” (Konfucjusz). Uczenie się w działaniu, w doświadczeniu, a na dodatek w asyście koni, które wyczuwają emocje, intencje i reagują na nie, poszerza perspektywę i pozwala znaczenie przyspieszyć rozwój.

Ps. Na fotografii wszystkie moje konie czystej krwi arabskiej w komplecie – od prawej: Eli, Bellara, Evik, Perki i Conga.